poniedziałek, 1 maja 2017

Konstanty Ildefons Gałczyński - Romancero



O, szalone słowiki,
śpiewające broszki,
które w tkaninę nocy
księżyc wpina, odpina;

a ty stoisz jak widziadło,
w ręku trzymasz zwierciadło,
rozespana, przeklęta dziewczyna!

Noc, mówisz, od dwóch godzin
jak kokosz gwiazdy rodzi,
więc czas spać i kończyć te furie;

kos, mówisz, śpi i wilga,
sen zmorzył nawet wilka,
tylko słowik uparcie pracuje.

No to co? - mówię -
no to co?
To jest maj - mówię -
zielone szkło;

w zielone grają brzozy;
w zieleni chodzą muzy;
partyturami szeleszczą po niebie.

Zazieleniło się wszystko,
nawet łodygi listkom,
a ty masz we włosach zielony grzebień;

A ja mam Horacjusza w zielonej skórze,
i zielony inkaust: w kałamarzu i w piórze.

Kałamarz też zielony, cóż ja na to poradzę!
Przecież tyś mi kupiła go w Pradze.

Ja kupiłam? Szarlatan! To tyś kupił go,
ten majowy kałamarz. Zielone szkło.

A teraz widzisz? Inni autorzy
twierdzą, że piszesz coraz gorzej.
I piją ziółka.
I płaczą.

To nudne.

Opowiedz mi coś.

Jestem senna.

Księżyc już się nad domek szpaka przeniósł
i słychać brzęczenie.
Głupia! To tytuł brzęczy.
To:

ORFEUSZ GRA NA ZIELONYM GRZEBIENIU:

"Ja, Orfeusz, syn Kalliopy i Eagra,
według innych: Apollina i Klio,
już nastroiłem grzebień i wam zagram
stary szlagier «O, sole mio!»

Bardzo przepraszam, umiem tylko tę piosenkę,
słuch straciłem w obozie pod Altengrabowem.
Te dźwięki są komiczne. Ale za tym dźwiękiem
idą lasy bukowe i latarnie gazowe.

W cyrkum też występował, w jednym powiecie
lwu głowę wkładałem do pyska.
I również jako poeta-komik. I co powiecie,
dwie noce w ogonku po bilety stali ludziska.

A w waszych wierszach rzadkie jest poezji lato,
a szczególniej, gdy w nosie muchy.
Ja myślę, moi mili, że poezja jest na to,
żeby ludziom dodawać otuchy;

by mieli robotnicy, wśród których ja chodzę,
drogę otwartą w pokój. I kwiaty przy drodze.

A to? To koleżkowie. Oni tam są wśród brzóz.
Jeden jest kolejarzem. Drugi, zdaje się, ptakiem".

I gdy mówił Orfeusz, cień jego rósł i rósł.
I odszedł. Z czapką na bakier.
A jeszcze na odchodnym: "Rzućcie kwiat",
powiedział, "muzykantowi".

I zaśmiał się jak Mozart, na cały sad:
"Z kolei przed mikrofonem kolega słowik.
A to kolega irys, co nagle zakwitł z boku;

Tak właśnie śpiewa i pachnie świat, gdy kwitnie pokój"

1949 r.