Ela Galoch (ur. w
Uniejowie) - polska poetka. Była członkiem ZLP, obecnie Ela Galoch zrezygnowała z
członkostwa w związkach twórczych. Jest poetką niezrzeszoną. Ukończyła studia
magisterskie na wydziale teologicznym Katolickiego Uniwersytetu im. Kardynała
Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz studia podyplomowe z historii na
Uniwersytecie Wrocławskim. Laureatka licznych konkursów literackich, w tym o
laur "Czerwonej Róży" w Gdańsku, im. Jana Śpiewaka w Świdwinie czy o
Laur Stowarzyszenia Żywych Poetów - "Złoty Syfon" w Brzegu. Wiersze
publikowała m.in. w „Autografie”, „Tytule”, „Ricie Baum”, „Akancie”,
„Zeszytach Literackich”, „Czasie Kultury”, „Okolicy Poetów”, „Obrzeżach”,
„Toposie”, „Red.dzie”, „Poezji dzisiaj” oraz w wielu antologiach. W
roku 2007 podczas XXX Międzynarodowego Listopada Poetyckiego dostała
wyróżnienie za swój czwarty zbiór wierszy Wszystkie jesteśmy Ingrid
Bergman w kategorii Najlepsza Poetycka Książka Roku[1],
w roku 2009 jej piąta książka poetycka Po wszystkim została
nagrodzona w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Wacława Iwaniuka[2].
Mieszka w Turku, gdzie pracuje jako nauczycielka w Liceum Ogólnokształcącym.
Ela Galoch to
poetka kontrowersyjna, jej twórczość przez jednych uważana za ważny głos
poetycki na mapie współczesnej poezji
polskiej, przez innych jest lekceważona i utożsamiana z poetyckim kiczem.
Zauroczenie
Widziałam wielu mężczyzn w robotniczych autobusach
i z polityką na ustach
lecz Ty wydałeś mi się najmniej zrozumiały
jakbym już Ciebie znała
i tylko szukała Twojej twarzy pod obecną
aby upewnić się że jesteś
Moje oczy niespodzianie rozpaliły się
gdy stanąłeś obok mnie oddech zatrzymał się
słońce przestało wędrować
i nie było już nic więcej prócz tej jednej żywej chwili
Nie rozpoznałam już swojego imienia
stałam się prawdziwie kobieca -
pożądana
Widziałam wielu mężczyzn w szpitalach
i przy kioskach z piwem
Nie kochałam ich
nie przeżywałam w wyobraźni ich dotyku
Żałowałam ich czasem
Widziałam wielu mężczyzn nieogolonych
cuchnących rosyjskim spirytusem
aż wreszcie chciałam się ich wyrzec -
byli dla mnie zbyt pospolici
Z tobą jest inaczej
że muszę słowa pożyczać od innych
jakbym jeszcze nigdy niczego nie przeżywała
jakbym nigdy nie dotknęła żadnego mężczyzny
i rozumiem cię
jakbym rozumiała całe swoje życie
Przy kawie
Co w tobie takiego
że twoje dawne kochanki
jak pijawki wbijają się w moje sny
Kiedy tulisz mnie
dla tych kobiet jestem jak śmierć
Nienawidzą mnie przy straganie z warzywami
choć nigdy żadnym gestem nie wyraziłam
że mogę być lepsza od nich
a to nie moje uda przedwcześnie pęcznieją
domysłami i starością
W ich domach wciąż brakuje zapałek i soli
wszechobecne są za to zatęchłe wspomnienia
i twój cierń w sypialniach
Zapomniały oddzielić dni od nocy
rozkwitają w niszczeniu innych
w krzywoprzysięstwie
na wyszukiwaniu we mnie
coraz straszniejszych grzechów
Co w tobie jest takiego
że wtargnęłam w obcą ulicę
Bo dotykasz mnie czasem tak
jakby mi trzeba było zbyt wiele
jakby moją zbrodnią było
że te kobiety muszą coś ze sobą zrobić -
przynajmniej pomyśleć o jutrze
wiersze z tomiku „Włamanie do...”, 2002
Dwie odsłony o kobietach
Nie potrafię zbyt wiele napisać o kobietach z wielkich miast
nie pozwoliły mi abym poznała je głębiej
z okien autobusu zazwyczaj widzę
milczące wieżowce z białymi plamami prania
z balkonów mruga na tramwaje i spóźnionych przechodniów
Jednak czasopisma z modą często podkreślają
że one mają lepszy start od tych z prowincji
możliwość wyboru kina czy operetki
mają też więcej sklepów z niepotrzebnymi rzeczami
choć rzadko korzystają z dóbr kultury
za blisko i nie chce im się
wygodniej jest przed telewizorami
- są zbyt anonimowe nawet w windzie -
nikt nie śledzi ich sukcesów ani nowych garsonek
porażki nie rozpalają wyobraźni innych
Za to całymi chmarami napotykam je w hipermarketach
gdy między szkołą dzieci a biurem
kupują coś z wyprzedaży spiesząc się
- milczące - zostawiając po sobie
smugę lakieru do włosów lub podróbkę francuskich perfum
Te z małych miasteczek mają więcej czasu
chętnie rozmawiają o koszuli męża i szarlotce
nie chodzą do teatrów – nawet te wykształcone -
ich scena to podwórko lub korytarz
tam zawsze coś dzieje się - kłótnia albo impreza pod siódemką -
sąsiadce streszczą ostatni odcinek „Klanu”
- kto co i z kim - na posiedzeniu rady gminy lub w warzywniaku
że chłopak Moniki nie wrócił na noc
Chodzą do biblioteki po klasykę i harlequiny
uprawiają ogródki - koper i pelargonie -
gdy zbyt dorodnie kwitną
wiążą czerwone wstążki aby nie zauroczyć
choć i tak wzajemnie oskarżają się o złe oczy
bo mężowie już nie kochają je tak gorąco jak kiedyś
potem rywalizują o ławki w kościele
i przychylność proboszcza
Mało co umknie ich ciekawości
– oczko w rajstopach lub siniec pod makijażem -
prawdziwe życie musi toczyć się w ukryciu
Doświadczać siebie w mężczyźnie
To właśnie małe miasteczko zaskoczyło mnie fascynacją
która spadła na mnie jak jastrząb podczas spaceru między olszynami
z minuty na minutę
przestałam kontrolować swoje życie
bo właśnie tu - przy tobie - burzy się we mnie powierzchnia stawu
każdy twój ruch
przesunięcie stopy wabi ważki do moich myśli
krążą po mojej skórze jak dreszcze
zmysły stają się niespokojne
Szepcząc że jestem piękna - rozkładasz mnie na atomy -
zatarte drogowskazy z przedmieścia promieniują
niosąc mnie do mało poznanych łęgów za rozstajem ścieżek
strome brzegi rzeki zmieniają kolor
jasnymi pastelami maluję na powiekach łachy piasku
z koszykiem i plażową piłką
Twoja męskość niczym fala – z każdym głębszym oddechem - przybliża się
słowami podpływasz pod brzegi mojej bluzki jak ławica płoci
nawet nie wiem kiedy odnajduję siebie po kostki w mulistym nurcie
zaciskając i rozwierając się
nieświadomie rozrzucam dla ciebie małże
chwytasz je mocno w swoje pragnienia – chcesz mnie -
Kręci mi się w głowie
mocnego piwa napiłam się z twoich brązowych oczu
już tylko centymetry brakują do fizycznej bliskości
jednak właśnie teraz odczuwamy siebie najsilniej
- dotykają się nasze dusze – aż brakuje powietrza
tak jak pod taflą wody to jest ta chwila – gdy cała bez wyjątku – chcę doświadczać siebie w mężczyźnie
być jego własnością jak kubełek na węgorze czy żyłka przy wędce
wiersze z tomiku „Miasteczka”, 2004
Podobno warto czekać
chociaż wygłodniała - mężczyzny - kobieta czuje silniej ból,
jakby trzeba było powiedzieć: koniec, kontrabas nie chce grać,
mimo że z średniowiecznych ścian nie odeszli rycerze i ich damy,
a na dziedzińcu kołatają trampki ministrantów.
Więc mieszkam tam, gdzie chwila może być połoniną,
jakbym chciała wrócić do tej biegłości fantazjowania, burego kota,
wygrzewającego się w sadzie i ojca ostrzącego kosę. Jednak wieczór
napełnia się wszystkimi strachami, bo nie wiem za co cię skazano
na obcą wieś, gdzie stary kanonik dogorywa na raka.
Jego konkubina, którą przy wszystkich nazywa siostrą, ma złe oczy
i zgaduje, że i ty mogłeś mieć zmysłowe spojrzenie.
Po czymś takim, powoli zaczyna się rozumieć świat,
mimo że nęci jednogłosowy śpiew benedyktynów,
a trydencki ryt na wszelki wypadek zmusza do pokuty
za bezimienne odszczepienie.
- Ułaskawienia są cnotami dziewcząt, jutro do ciebie zadzwonię.
Zatargi filozofów nigdy nie są wygrane, zostawiają pręgi,
więc nie chodzę w miejsca, w których ludzie tylko patrzą
i trącają się ramionami. Każdy ma coś do sprzedania,
w snach wciąż owijałam się wokół drzew niczym spocona klacz.
Gdybym tylko wiedziała, czym są teraz twoje myśli,
zapadłabym się w nie jak natrętna piosenka o powstaniu z popiołów.
Choć tobie – spoza granic - wydawałyby się kiczem
wielkie plamy dziewann i fioletowa rahula,
pomieszane ze sobą jak narody. Zobacz: w rosie przy kanale,
kosmate kwiatostany babki czepiają się spodni niczym wierne psy.
Park złagodniał od ciemnych zieleni aż po parujące odcienie brązu:
syty po angielsku, z moją twarzą prześwietloną jak u Niobe.
Fajansowymi płytkami z oranżerii chłodzę stopy.
Czyżby nasz taniec trwał tyle co romans?
Chociaż zawsze - to zbyt krótko.
z portalu „Parnas” 17. 02. 2009
Źródło: http://www.goldenline.pl/grupy/Literatura_kino_sztuka/ludzie-wiersze-pisza/wspolczesna-poezja-polska-najmlodsze-pokolenie,492906/s/2