(…)Bo mnie się zdaje, że ludzie zupełnie nie pojmują
potęgi Erosa. Przecież gdyby ją rozumieli, największe by jemu byli pobudowali świątynie
i ołtarze, i ofiary by mu składali największe, nie tak jak dziś – nic się dziś
podobnego nie dzieje, mimo że się to przede wszystkim dziać powinno. Bo to jest
największy przyjaciel ludzkości spomiędzy wszystkich bogów, to patron jest i
lekarz specjalista od takiej choroby, którą tylko uleczyć potrzeba, a byłoby to
największe szczęście dla rodzaju ludzkiego. Ja wam tedy spróbuję objawić potęgę
jego – wy zaś innych nauczycielami będziecie! Ale naprzód musicie się zapoznać
z naturą człowieka i zaznajomić nieco z dziwnymi jej kolejami. Albowiem dawniej
natura nasza nie była taka jak teraz, lecz inna. Bo naprzód trzy były płcie u
ludzi, a nie, jak teraz, dwie: męska i żeńska. Była jeszcze i trzecia prócz
tego: pewien zlepek z jednej i drugiej, po którym dziś tylko nazwa jeszcze
pozostała, a on sam znikł z widowni. Obojnakowa płeć istniała wtedy, a imię jej
i postać złożone były z obu pierwiastków: męskiego i żeńskiego. Dziś jej nie
ma, tylko jeszcze w przezwiskach się to imię wala. Otóż cała postać człowieka
każdego była krągła, piersi i plecy miała naokoło, miała też cztery ręce i nogi
w tej samej ilości, i dwie twarze na okrągłej, walcowatej szyi, twarze zgoła do
siebie podobne.
Otóż Zeus i inni bogowie zaczęli się naradzać, co by im
uczynić wypadało, i nie wiedzieli. Bo jakoś nie sposób im było zabijać czy cały
ród ludzki piorunami wystrzelać jak Gigantów – przepadłyby wtedy ofiary i
objawy czci ludzkiej – a trudno było pozwolić bluźniercom dalej broić. Dopiero
Zeus po namyśle niejakim, a ciężko mu to przychodziło, powiada: „Zdaje mi się,
że mam sposób na to: ludzie zostaną przy życiu, a przestaną broić, skoro tylko
będą słabsi. Ja ich teraz, powiada, poprzecinam, każdego na dwie połowy; zaraz się
ich tym osłabi, a równocześnie będziemy z nich mieli większy pożytek, bo ich
będzie więcej na ilość. Niech chodzą prosto, na dwóch nogach. A gdybyśmy
uważali, że jeszcze broją i nie siedzą tam cicho, to ja ich znowu na połówki
pokraję; niech skaczą na jednej nodze”. Rzekł i porozcinał ludzi na dwoje, tak
jak owoce na kompot. A co którego rozetnie, zaraz Apollinowi każe obrócić mu
twarz i pół szyi w stronę rozcięcia, aby człowiek, zawsze mając to miejsce przed oczyma, był
grzeczniejszy niż przedtem, a resztę też kazał wygoić. Więc Apollo twarze im poodwracał
i pościągał ze wszystkich stron skórę na to, co się dziś brzuchem nazywa, tak jak się sakiewkę
ściąga, a jeden otwór zostawił i zawiązał go na środku brzucha. Ten węzeł dziś nazywają
pępkiem. Zresztą wygładził liczne zmarszczki i wymodelował piersi jakimś takim przyrządem,
którego szewcy używają, kiedy który gładzi skórę na kopycie. Kilka tylko fałdów
zostawił naokoło brzucha i przy pępku, na pamiątkę dawnego stanu rzeczy. Po
takim rozcięciu naturalnych całości tęsknić zaczęło każde za swoją drugą
połową, zaczem się rękoma obejmować poczęli i tak, chcąc się zrosnąć na powrót
w uściskach, ginęli z głodu i z zaniedbania wszelkiego, bo nic nie chciało
żadne robić bez drugiego. A jeśli kiedy która z połówek umarła, a druga została
sama na świecie, zaraz sobie innej poszukać musiała i spleść się z nią w
uścisku, wszystko jedno, czy się trafiła połówka dawnej niewiasty, którą dziś
nazywamy kobietą, czy też odcinek dawnego mężczyzny. I tak jedno po drugim
ginęło.